sobota, 16 stycznia 2010

Narty Justyny Kowalczyk


Zanim Justyna Kowalczyk zdobędzie olimpijskie złoto w Vancouver i cała Polska zachoruje na kowalczykomanię, mam swoje 5 minut, gdy mogę pochwalić się dwiema rzeczami, które nas łączą....
Pierwsza rzecz która mnie cieszy to fakt, że od czasu do czasu, też zakładam biegówki i zostawiam ich ślad na śniegu. I nie dziwi mnie nawet to, że nie spotykam prawie nigdy innych narciarzy biegowych. Ten sport nigdy nie był tak popularny w Polsce jak w Skandynawii, troszkę w tym winy klimatu, a troszkę braku charakteru.
Łatwiej jest błysnąć na stoku, niż łykać kilometry w lasach i na polach.

Niezwykłe są te zaśnieżone przestrzenie wokół Węgorzewa. Ludzie przycupnęli przy piecach, samochody ledwie się toczą po oblodzonych drogach, a ty wchodzisz w zasypaną przestrzeń i płyniesz, gdzie tylko ci się zapragnie.
Tak, mając biegówki można poczuć się wolnym, szczególnie u nas, gdzie wychodzą mi na spotkanie tylko sarny.
Ciekawa sprawa, paradoksalnie śnieg nie zakrywa, ale wręcz przeciwnie odsłania obecność zwierząt w tutejszych lasach. Zaskakuje mnie jak wiele różnych śladów, spotykam na polach poprzecinanych tropami w przeróżnych kierunkach.

A wracając do Justyny mamy jeszcze coś wspólnego.

Oboje.... urodziliśmy się 23 stycznia, oczywiście nie tego samego roku, ale to już zupełnie inna historia...

1 komentarz:

  1. Biegamy ,tylko ostatnio po lasach nadleśnictwa Manowo .Jest pięknie!!! Pozdrawiamy z najlepszymi życzeniami z okazji Urodzin - MiT

    OdpowiedzUsuń