wtorek, 30 sierpnia 2011

Zaczyna się pleść

W Wegorzewie jeszcze nie jest tak źle, ciągle jeszcze jest kilku rolników, którzy obsiewają pola. I to dzięki nim mam co roku TUTEJSZE zboże na zrobienie wieńca dożynkowego.
Dzięki Bogu, że mam kombi, bo  samochód sołtysa musi być przygotowany na wożenie snopków owsa, pszenicy, jęczmienia, żyta i paru innych jeszcze rzeczy...

Co roku zboże i specjalny stelarz trafia do naszej specjalistki Pani Stefanii...


....ale zanim zacznie się pleść, trzeba poobcinać kłosy i dlatego z pomocą przyszły Kamila i Marta.


poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Brak OBWODU dla NARODU

Koniec przebudowy jest coraz bliżej i co zrozumiałe, wzbudza zainteresowanie tutejszej młodzieży.

A jak mówi znany slogan :"MŁODZIEŻ to przyszłość NARODU", więc warto stworzyć im optymalne warunki. 

W tym oto holu mają w przyszłości stać komputery. Po zamurowaniu tej dziury (klatki schodowej), przy tej dużej ścianie spokojnie będzie można, ustawić 6 komputerów dla młodzieży z Węgorzewa.
Jest tylko pewien PROBLEM, na TEJ ścianie nie ma instalcji elektrycznej, a w całym pomieszczeniu jest tylko jedno gniazdko?!  A powinien być OSOBNY OBWÓD z minimum 6-cioma podwójnymi gniazdkami, aby wpiąć monitory i komputery. Czemu tak ważna sprawa nie znalazła się w projekcie?

Nie wiem, ale remont trwa i dopóki ekipa nie wzięła się za malowanie holu, można to nadrobić. Sprawa ta jest banalnie prosta i instalatorzy coś takiego pewnie potrafią zrobić w trzy godziny. Zadzwoniłem w tej sprawie do zastępcy burmistrza. Obiecał mi dać odpowiedź w środę.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Stare złoto


Nie zawsze noszę z sobą aparat i raczej nie zabieram go bez powodu do kościoła. A tam od lipca wiszą dwa nowe obrazy św. Piotr i Pawła, ufundowane przez tutejsze kobiety.
Jak stare ikony ubrane w złoto, wypełniły ciepłem kościół.
Spodobały mi się od pierwszego wejrzenia.   
 

środa, 24 sierpnia 2011

Opowieści z pola walki

Do planowanego końca przebudowy świetlicy POZOSTAŁ TYDZIEŃ i sprawy wyglądają tak:

Zostały zainstalowane dwie pary drzwi do holu, który będzie mógł teraz służyć jako pracownia komputerowa.

Tak wyglądało miesiąc temu miejsce po lokalu socjalnym, do którego ma być przeniesiona biblioteka.

Tak wygląda ono dzisiaj. Okna wstawione, ściany w regipsach, zaczyna się układanie terakoty.

Tak wygląda aktualnie budowa tylnego wejścia do lokali socjalnych, które powstaje w miejscu pomieszczenia biblioteki.

A tu powstają nowe schody do piwnicy...


.... bo jeszcze dwa miesiące tak wyglądało to miejsce, które sąsiaduje bezpośrednio z placem zabaw.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Apetyt na Swołowo


Trudno wytrzymać w domu, gdy przygrzewa sierpniowe słońce. Tydzień temu pojechaliśmy samochodem z rowerami do Połczyna, a w tę niedzielę wyruszyliśmy rowerami do stacyjki w Skibnie, aby złapać osobowy do Sycewic pod Słupskiem.

Stamtąd bocznymi drogami pojechalismy do  KRAINY W KRATĘ. 

Celem naszym było Swołowo, które jest obecnie prawdziwa perełką  zachowanej architektury szachulcowej.

Dzięki wprowadzonej na czas ochronie konserwatorskiej, udało się uchronić niepowtarzalny klimat pomorskiej wioski.

Jedna z zagród została pieczołowice odrestaurowana i otwarta do zwiedzania jako "Zagroda Albrechta".

"Kraina w Kratę", to jednak nie tylko Swołowo, ale też inne miejscowości na północ od Słupska, między Ustką i Darłowem. Zapuściliśmy się więc w te mniej znane miejscowości, zobaczyć jak tam dbają o zabytki.
Niestety nie jest dobrze, domy i obejścia często są zdekapitalizowane lub po prostu zrujnowane jak ten w Korlinie. Podobnie jest w Barzowicach, Starkowie, Starym Jarosławiu, Naćmierzu, Kowalewicach, gdzie tylko pojedyncze domy są jeszcze coś warte.

Choć zdarzyło się nam też odwiedzić Łącko, gdzie jest sporo wyremontowanych domów szachulcowych, ale akurat tam ma to związek z letnikami, którzy doceniają walory tej miejscowości leżącej blisko morza. Co ciekawe można spotkać też coraz więcej nowych domów, które stylizuje się na szachulcowe poprzez dodanie na elewacji charakterystyczej kraty.
To dowód na to, że są już  właściciele domów, którzy wiedzą, że należy się odróżniać od całej reszty biznesu. Bo są turyści potrafiący docenić lokalny koloryt pomorskiej miejscowości. 

I tak zaczyna pojawiać się APETYT na Swołowo ! 


piątek, 19 sierpnia 2011

Trzy żywioły


Wyjazd na "Interfolk" do Kołobrzegu jest w zasięgu każdego, a koncerty w amfiteatrze są otwarte przez cztery festiwalowe dni. Zespoły które się tu prezentują przyjeżdżają z całego świata i prezentują egzotyczny folklor, który jak żywioł przetacza się przez scenę.


Dziś występował zespół z Izraela, który zebrał zasłużone brawa.


... ale ja czekałem najbardziej na Słowaków.


Przyjechali do nas ze swą kapelą, w której grały same dziewczyny...


... a zatańczyli z takim wigorem, jakiego polskie zespoły wydobyć z siebie nie potrafią!

Przez całe trwanie koncertu, porywisty wiatr łamał gałęzie wokół amfiteatru. Tak jakby i ten żywioł chciał wejść na scenę, aby zajrzeć w roześmiane oczy tańczących par...



środa, 17 sierpnia 2011

"Wyprawa szaleńców"


Przeczytanie tej książki zajęło mi 2 dni i czuję żal, że to już koniec.
"Wyprawa szaleńców" jest zapisem rejsu samotnych żeglarzy, który odbył się na przełomie lat 1968 -1969 pod nazwą Golden Globe Race. 
Wydawać by się mogło, że to jedna z wielu imprez, które odbywają się w światku żeglarskim. To jednak nie prawda. Niezwykłość tego wyścigu polegała na nowym warunku, że żeglarze płyną w rejs dookoła świata samotnie i nie mogą  nigdzie po drodze się zatrzymać. NIKT NIGDY TEGO WCZEŚNIEJ NIE DOKONAŁ !
Jeśli dodać do tego, że działo się to w czasach, gdy nie było GPS i komputerowych prognoz pogody, a łączność radiowa z jachtami była czasami przez całe miesiące niemożliwa, to uświadamiamy sobie jak żeglarze narażali swoje życie...
Tylko jeden z 9-ciu samotnych żeglarzy, Robin Knox-Johnston po 313 dniach dotarl do Anglii.   


poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Post Kobiety




W uroczystość Wniebowzięcia Bożej Matki -w BLOGU SOŁTYSA post kobiety...

Postanowiliśmy uczestniczyć dziś w nabożeństwie w cerkwi grecko-katolickiej w Białym Borze. Kilka tygodni temu po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć i zakosztować tę świątynię od środka. Zapach, kolory,delikatne światło sączące się z małych okien, niezwykła cisza i piękno prostoty poruszyły moją duszę...chciałam tu wrócić, gdy miejsce to wypełni się ludźmi ,modlitwą szeptaną i śpiewaną.
Poranna, codzienna msza. Kilkanaście kobiet, dziewczynka, dwóch mężczyzn. W niedziele i święta kościół wypełnia ok.400 osób. Jak dobrze, że dziś jest tak zwyczajnie... Kobiety zaczynają śpiewać, różnymi głosami zgranymi z sobą perfekcyjnie. Poruszająca modlitwa.
Wydaje się jakby to one z tyłu świątyni przewodziły nabożeństwu.
Myślę o kobietach w śląskich kościołach. Tych, które pamiętam od zawsze. Wypełniały sobą wszystkie modlitwy na głos.... a potem wszystkie modlitwy w ciszy. Pamiętam kobiety płaczące, proszące, dziękujące i po prostu trwające...
W dużych miastach, w wioskach, na południu i północy, w deszczowe dni i te pełne słońca świątynie wypełniają głównie kobiety. Dla mnie KAPŁANKI-w ławkach, z przodu lub z tyłu, w nawie głównej czy bocznej... ale nigdy nie w centrum, nigdy nie w sercu kościoła...

Jestem wdzięczna mojemu Kościołowi za  kult Bożej Matki-KOBIETY. Za ten aspekt serca, dzięki któremu Kościół staje się pełniejszy. Ten aspekt jest częścią każdej z nas.
Wiem, że my kobiety to czujemy i wiemy. Mam głęboką nadzieję, że tak jak zaczynamy świadomie uczestniczyć w przemianie świata, tak świadomie zaczniemy zmieniać  nasze miejsca w Kościele.
Wszystkim KOBIETOM-KAPŁANKOM (nie tylko domowego ogniska i nie tylko w kościołach) dziękuję!

Tamar 

niedziela, 14 sierpnia 2011

Od stacyjki do stacyjki

W sytuacji, gdy drogi wypełnia sznur samochodów jadących z południa nad morze, trzeba szukać własnej drogi. Dlatego warto wyruszyć pod prąd (znad morza na południe) by złamać schemat i zachować własny rytm podróży.

Dziś naszym celem jest stara linia kolejowa Połczyn Zdrój - Złocieniec, która w latach 90- tych została zlikwidowana i przerobiona na drogę dla rowerów. 

Trasa, która przebija się przez malownicze wzgórza i wąwozy Pojezierza Drawskiego, leży od nas godzinę jazdy samochodem (obowiązkowo z rowerami na dachu).

Najbardziej niezwykłe są jednak zachowane piękne stacyjki, które zamiast pociągów mijają już tylko rowerzyści.

Nigdy do końca nie wiadomo, kogo spotka się po drodze. Na Stacyjce Gawroniec źródłem prawdziwej radości okazały się trzy wesołe psiaki, które pojawiły się z chęcią do zabawy.


Natomiast na kolejnej Stacyjce w Toporzyku, gdy zawitaliśmy niespodziewane do miejscowego kościoła, bardzo wiele czasu poświęcił nam miejscowy ksiądz proboszcz.


Nasza droga skończyła się na rynku w Połczynie, którego Koszalinowi tak bardzo brakuje...



sobota, 13 sierpnia 2011

Szukamy reżysera

Dziś odwiedziliśmy Wierciszewo, które organizowało festyn. Chciałem też zobaczyć jak wygląda tamtejsza świetlica. Po ubiegłorocznym remoncie największe wrażenie robi piękny oryginalny strop głównej sali.

Największą niespodzianką, był jednak występ kółka teatralnego, które działa prawie od roku. Ciekawostką jest fakt, że autorem wystawionej bajki "Nie takie Wierciszewo straszne", jest.... lekarz weterynarii Zbigniew Grabarek.

Z tego co wiem i na scenie w Węgorzewie wystawiano przedstawienia.
Scenę mamy nadal. Dzieciaki też są chętne.
Może znajdzie się ktoś z talentem reżysera ? 

piątek, 12 sierpnia 2011

Koty + nuda = deszcz


"W czasie deszczu koty się nudzą,
to ogólnie znana rzecz. 
Choć mniej trudzą się
i mniej brudzą się - 
ale strasznie nudzą się w deszcz".


A tu od RITY (kotka po lewej) i BEDRZICHA (kot po prawej) uroczy muzyczny BONUSIK, dla pogrążonych w pogodowym smutku .... 
http://www.youtube.com/watch?v=mgC9c1ZzvGc&feature=related 

środa, 10 sierpnia 2011

Niech się mury pną ...

Mało kto zagląda na zaplecze i do wnętrza świetlicy, a warto popatrzeć jak postępują prace. Bo tam mury pną się do góry....


Na tym zdjęciu akurat prace idą nie do góry, tylko w dół, ale to dobrze, bo budują schody do piwnicy.
Dzięki temu zamiast starej rampy do kotłowni (której nie ma), będą schody wzdłuż ściany i powstanie wolne miejsce do swobodnego przejścia.

A tu była biblioteka....

....która już wygląda jak pokój w lokalu socjalnym.

No cóż , coś się jednak dzieje i w dowód rewanżu jakieś drobny upominek, dla ekipy budowlanej....
.....a jedyna "budowlana" piosenka, która mi przychodzi do głowy, leci tak:
http://www.youtube.com/watch?v=hlPlA6r9eWA 
   

sobota, 6 sierpnia 2011

Tajemnica zniknięcia Kaszubów


Pomorze Zachodnie to jedna wielka biała plama w świadomości Polaków. 
To co uczą w szkołach, to ledwie małe historyczne odpryski z tego terenu (czasy Bolesława Chrobrego i Bolesława Krzywoustego) z lat 1000-1138, a potem do 1945 dziura na osiemset lat!
Po wojnie starano się przemilczeć udział Niemców w historii Pomorza (co z perspektywy II wojny można jakoś zrozumieć). Jednak mnie zastanawia coś innego, dlaczego pozwolono wyrugować pamięć o Kaszubach, którzy żyli tu przed Niemcami? Mogę zrozumieć, że z perspektywy niemieckiej lepiej pewne fakty przemilczać, ale dla polskiej racji stanu warto takie fakty uwidaczniać.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że nazwa Kaszuby nie występowała pierwotnie tam gdzie dziś (tj.Kościerzyna, Kartuzy, Chojnice).
Odnosiła się najpierw do okolic Szczecina i Pyrzyc, a potem w średniowieczu wraz z naporem kolonizacji niemieckiej przesunęła się na wschód od linii rzeki Parsęty i Białogardu do okolic Sławna. Czyli w średniowieczu TU był obszar uznawany za KASZUBY. Dopiero w XVI w nazwa tą zaczęto określać tereny obecnych Kaszub.
W książce którą dziś skończyłem czytać, znalazłem informację, którą wyczytał Jan Bugenhagen (autor kroniki "Pomerania"  z 1518 r)  w zapiskach klasztoru cystersów z Bukowa: Ci co mieszkali na wschód od Koszalina aż do granic Polski, pozostawszy Słowianani," zaczęli odczuwać nienawiść do swych braci Pomorzan, już Niemców"

Z biegiem czasu i tutejsi Kaszubi zaczęli wchodzić w krąg kultury niemieckiej i tracić swą odrębność. Pomimo to bardzo długo istniały tu zamieszkane przez nich wioski, które Niemcy specjalnie określali jako "wendisch", czyli słowiańskie.
I tak 22 km na wschód do Węgorzewa znajduje się Bukowo Polanowskie, którego historyczna nazwa przetrwała do 1937 r jako Wendisch Buckow. Dopiero w 1938 hitlerowcy celowo zmienili tę nazwę na Buckow, po to, aby zatrzeć niewygodne dla nich ślady po Kaszubach.   
   





   



środa, 3 sierpnia 2011

Okna jak w gasthofie


Lata całe duża sala świetlicy posiadała trzy okna, które niestety wychodziły tylko na północ. A to oznacza, że zawsze jej wnętrze było pozbawione słońca i było dość ponure.


A dziś posypał się tynk i robotnicy wkuli się do środka, aby wstawić dwa nowe okna od zachodu. Pierwszy raz otworzył się widok na stare lipy, a słońce wreszcie mogło zajrzeć do środka.


Zawsze dziwił mnie brak tych okien, tym bardziej zastanawiający, że kiedyś w tym miejscu był niemiecki gasthof. Na przedwojennych zdjęciach widać w tamtym budynku rząd wielu okien wychodzących na zachód, co wydaje się logiczne, jeśli chce się doświetlić gospodę lub inny obiekt w którym przebywają ludzie.
I tak krok za krokiem zbliżamy się do tego, co było normalne już sto lat temu.  

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Randez-vous w Węgorzewie

Jest co prawda piosenka "Karkowianka jedna miała chłopca z drewna...", ale nie u nas. Tutaj można trafić na odwrotną sytuację, jak widać na załączonym obrazku.
A wszystko to dzięki Władkowi Godyli z Węgorzewa,  który rzeźbi od wielu lat.