sobota, 26 grudnia 2009

Hideo Takeuchi

Raz do roku, na początku grudnia, przychodzi do mnie egzotyczna kartka z z Kraju Kwitnącej Wiśni, z drugiego końca świata. Od człowieka z którym rozmawiałem niecałą godzinę w ... 1990 roku.

Jak to zwykle bywa, czasami drobne zdarzenie niezależne od nas otwiera nową rzeczywistość. Przez kilka dobrych lat jeździłem jesienią do pracy przy zbiorach jabłek w północnych Włoszech. Zawsze tą samą najkrótszą trasą Polska - Czechy - Austria - Przełęcz Brener - Włochy (w Niemczech potrzebne były wtedy wizy), ale w tym wyjątkowym 1990 r Austria wprowadziła nagle wizy tranzytowe i nagle potworzył się koszmarne kolejki przed konsulatem. Czas zbiorów naglił i wykombinowaliśmy, że łatwiej będzie dostać wizę tranzytową przez RFN i Szwajcarię, i tak dojechać do Włoch.
Na mapie to niby to samo, co przez Przełęcz Brener w Austrii, ale tylko na mapie, bo po drodze są niezłe podjazdy w Alpach.
Jak postanowili, tak zrobili i po tranzycie przez rozpadające się właśnie NRD i przestraszone RFN, znaleźliśmy się na brzegu J. Bodeńskiego i po akwenie prawie jak morze wpłynęliśmy promem do Szwajcarii.
Jadąc na południe wypadało nam jechać przez Sankt Moritz, znany topowy kurort narciarski. Miejsce znane choćby z tego, że w 1928 i 1948 odbyły się tu Olimpiady Zimowe. Na miejscu, szczególnie we wrześniu, przed sezonem narciarskim niewiele jest do zwiedzania, więc postanowiliśmy zafundować sobie choć wjazd kolejką linową na położony obok szczyt.
Na kursujący raz na godzinę wagonik, czekało kilkoro osób (w Alpach przed sezonem robi się pusto jak u nas nad morzem po sezonie). W tym gronie stał jeden troszkę zagubiony Japończyk. Tak trochę mi się go żal zrobiło i gdy wagonik ruszył w górę, a pod pod nami otworzyła się przepaść i wszyscy poczuli przypływ emocji postanowiłem zagadać do niego (oczywiście bardzo mi pomogło to, że dla Japończyka i Polaka angielski nie jest językiem ojczystym).
Kurtuazyjna wymiana zdań, robienie sobie nawzajem zdjęć. I wagonik już zatrzymał się na szczycie. Tutaj w pustawym schronisku, co rusz napotykaliśmy się na siebie, komentując widoki. Czekaliśmy przy jakiejś kawie na powrotny kurs i nieudolnie opowiadaliśmy sobie o pracy, rodzinie, kraju. Na koniec, chyba już w wagoniku wymieniliśmy swoje adresy. Uścisk dłoni, uśmiech i każdy wyrusza w swoją inną stronę świata...
W grudniu 1990 przyszła pierwsza kartka świąteczna i moja powędrowała do Japonii.
I tak od dziewiętnastu lat !
Przez ten czas kilka razy zmieniałem i ja i on adres zamieszkania, a mimo to nasz kontakt trwa, choć w tym samym czasie, zatarły się kontakty z "najlepszymi kumplami" ze szkoły ?!
Teksty jego kartek, są bardzo proste. Często wkłada do kartki swoje zdjęcie ( w tym roku było to zdjęcie ślubne jego córki w pięknym białym kimonie).
Ja staram się robić to samo, ale w tym roku dopisałem adres internetowy www.aktywnewegorzewo.pl i tak oto Hideo Takeuchi, siedząc sobie gdzieś pod Osaką, zajrzy przez swój komputer do polskiej rzeczywistości, do jakże egzotycznego dla niego Węgorzewa.
COŚ NIESAMOWITEGO !!! Tak, tak, jesteśmy częścią GLOBALNEJ WIOSKI !
Aż trudno uwierzyć, że pierwsza strona internetowa powstała dopiero w 1990 roku, czyli właśnie wtedy, gdy poznałem Hideo Takeuchi.
Oczywiście nawet najlepsza technologia, nic nie da, jeśli człowiek nie pielęgnuje przyjaźni.

środa, 23 grudnia 2009

Pięciu samurajów

Jest ich ze mną pięciu, pięciu mężczyzn, którzy zgodzili się rzucić wyzwanie, temu który nawiedza naszą wioskę wraz z nastaniem zimy. Do tej pory mieszkańcy Węgorzewa bezbronnie czekali i nie bronili się.
Ubiegła niedziela była ostatnią, gdy ludzie trzęśli się stojąc na mszy.
Od poniedziałku walczymy z ..... MROZEM, zaczęliśmy nagrzewać kościół !
(A czas już był najwyższy bo z soboty na niedzielę było - 17 stopni Celsjusza !)
Stworzyłem grafik zmian przy obsłudze nagrzewnicy gazowej dla pięciu osób, które zgodziły się współpracować. Są to: Tomasz Hajdas, Tadeusz Oczkowski, Piotr Urbański, Józef Godyla no i ja. Każdy ma przyjść w wyznaczonym dniu na pół godziny przed mszą i uruchomić nagrzewnicę. Po to, aby pozostali ludzie mieli komfort wejścia i przebywania w ciepłej przestrzeni.
Nagrzewnicę kupioną na początku listopada, już 6 grudnia pokazałem w działaniu mieszkańcom i mogła ona od tej pory być używana przez ten cały mroźny czas, ale do tego potrzebna była dobra wola do kompromisu.
A przecież wystarczyło, żeby osoby, które chciały pośpiewać przed mszą przysiadły obok siebie w dwóch ławkach (tylko na czas śpiewu). My byśmy nagrzewali kościół - a i im by było przyjemniej śpiewać...

sobota, 19 grudnia 2009

Opłatek ze "Złotym Dukatem"


Zadzwonił telefon z zagranicy od mojego przyjaciela, który wraca do Polski na święta i na jego pytanie " Co słychać ?" odpowiedziałem mu o wczorajszym spotkaniu opłatkowym zespołu "Złoty Dukat".
Odpowiedział mi: "My tu mamy też takie spotkania nazywaja się christmas party"
Zapytałem: "Ale czy macie tam opłatek ?"
Odpowiedział: "No, nie"
Ano właśnie, a my mamy piękną tradycję łamania się opłatkiem przy składaniu sobie życzeń.
I dokładnie tak było wczoraj, gdy "Złoty Dukat" spotkał się po raz ostatni w tym roku, aby zaśpiewać kolędy i złożyć sobie życzenia świąteczne.
Rok temu nie spodziewałem się, że tyle pozytywnej energii przyniesie mi nagle wspólne śpiewanie z ludźmi przy akompaniamencie akordeonu. Więcej nawet, że pojawią się Ci WSZYSCY FAJNI LUDZIE, których poznałem dzięki śpiewaniu.
Ale to jest tylko świetny dowód na to, że czasami rzeczywistość przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. Pewne rzeczy przychodzą z zupełnie niespodziewanej strony...
No bo gdyby, ktoś mi powiedział rok temu, że będę występował w stroju węgorzewskiego zespołu "Violina"(który nie istnieje od 20 lat !), do tego, że będę śpiewał po czesku i słowacku i co tydzień będę szykował dom do wspólnej próby... To normalnie bym nie uwierzył !
A jednak tak się dzieje. Wystarczy być otwartym na to co przynosi los, nie zamykać się w rutynie...
Jest takie powiedzenie, że człowiek jest dopóty młody, dopóki potrafi się zadziwić.
Tak z perspektywy czasu wciąż zadziwia mnie to, jak fajną rzeczą jest śpiewać razem z dobrym akompaniamentem akordeonu. Czyli wspólne śpiewanie na pewno czyni młodszym !
Co dedykuję tym wszystkim członkom zespołu "Złoty Dukat", którzy w 2009 odważyli się otworzyć na muzykę, czyli: Ewie, Agacie, Beacie, Wandzie, Teresie, Andżelice, Darkowi, Kazimierzowi i Tomkowi.

Wszystkim mieszkańcom Węgorzewa i naszym sympatykom zespół "Złoty Dukat" składa serdeczne życzenia radosnych Świąt Bożego Narodzenia !

niedziela, 13 grudnia 2009

Rekomendacja na TVP Kultura

Serdecznie polecam tym wszystkim, którzy zaglądaja do mojego bloga, jutro świetny szwedzko-duński film "Jak w niebie".
Jutro tj. w poniedziałek o 20.00 na TVP Kultura.
Rewelacja !!

sobota, 12 grudnia 2009

Pigwówka z Węgorzewa


Mieszkając na wsi warto mieć sad, a jeszcze lepiej mieć tuż obok sąsiada, który ma pszczoły (dzięki P.Janku !) Ten mój jest niepozorny, raptem jakiś czterdzieści niedużych drzewek wszystkiego po trochu. Najwięcej jabłek, kilka gruszek, czereśni, kilka śliewk, kilka wiśni i dwa pigwowce...
Wszystko to sobie rośnie po cichu i nagle wybucha w maju przepiękną urodą, jak panna młoda w dzień ślubu. Jedne po drugich otwierają się pąki i tą część ogrodu wypełnia biel, i zapach ich kawiatów.
Sielanka.ALE...
niestety jedna mroźna noc i po zabawie
.

Taki jest mikroklimat Węgorzewa, tutaj jest zawsza zimniej niż w odległym o 10 km Koszalinie i przymrozki potrafią namieszać.
W ubiegłym roku postanowiłem z tym walczyć. Przygotowałem w sadzie słomę na ogniska, spodziewając się mrozu. Ustawiłem budzik na 3.15, aby być gotowym, gdy wstałem temp. w sadzie wskazywała -7 stopni C, a na tarsie przy domu - 1 stopień C, coś niesamowitego na dystansie 40 metrów !!!
Walczyłem z mrozem paląc ogniska i zadymiając cześć sadu do świtu i dalej, aż słońce zaczęło topić szron.
Na jesieni zebrałem jednak kilka skrzynek jabłek z rzędów,o które walczyłem.
A w tym roku ? nie mam żadnych owoców. Wszystko zabrał mróz, który przyszedł perfidnie tuż po tzw. zimnej Zośce, czyli po 15 maja, gdy już nie powinno go być. A jednak przechytrzył mnie !
Jedyny pożytek jaki mam naprawdę z owoców, pochodzi z małego, niepozornego krzaczka, który rośnie przy tarasie. Na jesieni, w listopadzie zbieram z niego ok. kilograma twardych żółtych owoców, ciut większych niż orzech włoski.
Ten krzew to PIGWA, one jedna mnie nie zawodzi. Rok do roku cierpliwie owocuje.
Dzięki niej co roku ok 17 listopada, nastawiam PIGWÓWKĘ.
Nalewka jest świetna, choć pewnie byłaby lepsza, gdyby postała kilka lat.
Bo przecież w domu na wsi powinna być nalewka, tylko jak to zrobić, aby starczyła dla wszystkich gości?
Tak myślę sobie siedząć w kuchni i doprawiając nalewkę, łuskam sobie i pogryzam włoskie orzechy, które przywiozłem z Parzynowa od Kazia, z Wielkopolski. Z tej parafii wywodzą się moi pradziadkowie...
No właśnie, świetny smak ma przecież nalewka na zielonych orzechach włoskich.
BINGO! A więc do dzieła !
Jest już po raz czwarty Pigwówka z Węgorzewa, to czas na Orzechówkę z Parzynowa, tu owoców nie zabraknie !

niedziela, 6 grudnia 2009

Worek Mikołaja


Raz do roku Węgorzewo przypomina mi trochę Tybet, bo pojawia się u nas nowe wcielenie
Świętego Mikołaja.
Pierwszy był Sylwek dwa lata temu. Drugi był Konrad w ubiegłym roku. A w tym zjawił się nagle niesamowicie podobny do pozostałych, Krzysztof...
Ta sama siwa broda, ten sam taneczny krok, ta same czerwone ciuchy.
A było to tak...
Mój przyjaciel Zibi wyjechał sobie, kilka lat temu do Londynu i zostawił mi na przechowanie trochę swego dobytku, który wykorzystywał przy prowadzeniu kinoteatru w Kwidzynie,właśnie Kwidzynie, a nie jak reszta Polski chce - Kwidzyniu(odrobiłem lekcję Zibi). Okazało się zupełnie niespodziewanie, że nie ma zamiaru tam w tej Anglii chodzić sobie po ulicy w czerwonym kubraczku i czerwonych spodniach.... i tak oto Węgorzewo zyskało profesjonalny strój Lapońskiego Wędrowca tudzież Dziadka Mroza zwanego u nas Świętym Mikołajem.

Tak więc po raz trzeci zrobilismy Mikołajki dla naszych dzieci. Przyjeliśmy zasadę, że ograniczymy dawanie prezentów do dzieci od 1 roku do 10 lat. W ten sposób co roku okazuje się nagle, że mamy tu u siebie 28 lub 27 dzieci ! Niesamowite odkrycie, bo tak na co dzień to ma się wrażenie, że jest ich około dziesiątki.Ważne, że świetnie się bawią i tańczą ze sobą, czekając z biciem serca, aż Mikołaj wypowie ich imię.
Wypowie ich imię... no tak, ale najważniejszy jest prezent, bez prezentu nie ma frajdy z Mikołaja.
Ale jak to się dzieje, że ten worek jest co roku pełny ?
Głównym sponsorem naszego Mikołaja nie jest Red Bull jak u Małysza, ale....kosa spalinowa marki Sthill!
Tak, tak to z wypożyczeń przez mieszkańców, zakupionej przez nas dwa lata temu kosy do trawy, mamy większość funduszy na paczki.
Węgorzewo wykoszone i paczki zrobione.
Proste?
Proste jak wór Świętego Mikołaja.

czwartek, 3 grudnia 2009

Węzeł gordyjski

Czasami trudno jest zauważyć punkt zwrotny (i pewnie nikt dziś go w Węgorzewie nie zauważył), ale wydarzyło się COŚ co będzie kiedyś tak oceniane.
Jest jedna rzecz w Węgorzewie, która od początku wydawała się jak zaciągnięty przed laty koszmarny supeł. Myślę o tym co tak wiele złych emocji wyzwalało,o utworzeniu w pomieszczeniach domu kultury lokali socjalnych.
Cały ten proces został przeprowadzony po najmniejszej linii oporu, czyli wprowadzono do pomieszczeń na dole ludzi, bez wybudowania im osobnych toalet i osobnego wejścia.
Było to w latach 2002/2003 i nikt nie zaprotestował przeciw takiemu rozwiązaniu !? Zablokowało to jedyną placówkę kulturalną w Węgorzewie.
Od tej pory mieszkańcy mogli korzystać tylko z dużej sali świetlicy, do której przylepiono malutki pokoik filii biblioteki, z zakratowanym okienkiem wychodzącym na krzaki.Natomiast główne wejście wraz ze sporym holem, gdzie znajdują się jedyne toalety dla całego budynku, przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy...
Wstyd było tam wejść podczas zabawy lub festynu. Zresztą czego się można spodziewać, gdy przez całą noc może wejść tam każdy, bo wejście nie jest zamykane.

Dla mnie sołtysa Wągorzewa, ta sprawa, ten bzdurny podział budynku który mieszkańcy Węgorzewa, wybudowali sobie sami w czynie społecznym, było zawsza czymś co stanowiło priorytet wśród potrzeb miejscowości.
Bo na wsi ważna jest przestrzeń społeczna, posiadanie miejsca, gdzie można spotykać się o każdej porze roku.

W lipcu przedstawiłem burmistrzowi pomysł nowego podziału budynku, gdzie biblioteka trafia do pomieszczenia od frontu i samodzielnie korzysta z holu,toalet i głównego wejścia. Wymaga to zamurowania klatki schodowej od strony holu i ustanowienie nowego przejścia do lokali socjalnych przez nowe drzwi i korytarz ze zwolnionego pokoiku biblioteki.
Niby banalna rzecz, ale trzeba przekonac do tego jeszcze decydentów.
Pierwsza rozmowa z burmistrzem - lipiec, wizja lokalna z kierowniczka biblioteki+ kierowniczka budynków komunalnych + burmistrz + zastępca + radny - sierpień.
Czekam we wrześniu na kasę na projektanta i NIC. W październiku o mały włos całą sprawę diabli by wzięli i przez najbliższe 5 lat przebudowa byłaby nie możliwa, ale Ci dwaj patroni z naszego kościoła byli czujni...
W listopadzie, znów nie ma kasy na projekt przebudowy, a ja słyszę nagle odległe obietnice (rok 2011), od których krew się gotuje...
I dopiero na dzisiejszej sesji, trafił projekt uchwały o wyasygnowaniu 50 tys zł na projekty remontów świtlic w Węgorzewie i... tak , tak w Grabówku i Bielkowie.Taka transakcja wiązana.

Zapadło mi kiedyś w pamięci taki powiedzenie: Kto CHCE ten szuka SPOSOBU, Kto NIE CHCE ten szuka POWODU.
A ja przecież bardzo chciałem, bo wierzę, że w tym miejscu jest potencjał.

niedziela, 29 listopada 2009

Pierścień Rybogryfa


Niedziela, nie niedziela, jak trzeba, to trzeba wstać rano i pojechać za Wielką Górę do miasta.
A wszystko to po to, aby spotkać się w koszalińskim PTTK-u z przodownikami turystyki pieszej i pogadać nt. projektu, który podsunął mi Marcin.
Akurat trafiłem tam po raz pierwszy i to od razu na zebranie wyborcze tego oddziału. Musiałem więc przy herbatce i ciasteczkach cierpliwie wysłuchać tego co się przeważnie na takich zebraniach mówi.Przeczekałem więc cierpliwie, choć po półtorej godzinie dotarło do mnie, że jestem bez śniadania...
W końcu zostałem dopuszczony do głosu, wyciągnęłem więc przewodniki dla przodownikówi opowiedziałem jaki mam pomysł.
Chodzi o to, aby utworzyć nową odznakę krajoznawczą pn. "Pierścień Rybogryfa", opierającą się na wykorzystaniu wytyczonych w ub. roku szlaków rowerowych.Zostały one opracowane i wydane według mojej koncepcji w przewodniku "Leśne szlaki rowerowe Ziemi Sianowskiej".
Szlaki są, infrastruktura jest, przewodnik jest, robimy imprezy "Rowerem do Sianowskiej Krainy w Kratkę" od trzech lat, produkt ten został właśnie skalsyfikowany na II miejscu jako produkt turystyczny Pomorza Środkowego....
Ale to wciaż za mało, trzeba iść za ciosem , szukać sposobów dotarcia do różnych środowisk turystycznych i właśnie PTTK ze swoja turystyką kwalifikowaną jest takim miejscem opiniodawczym.
Pomysł mam taki, aby ta odznaka była trójstopniowa. Pierwszy stopień przejechanie lub przejście "Sianowskiej Krainy w Kratkę".Drugi stopień to "Gotyckie ścieżki" a w nim przejście z Góry Chełmskiej na Świętą Górę Polanowską i zaliczenie trasy "Szlakiem gotykich kościołów". Trzeci najwyższy stopień powinien być trasą przez wszystkie miejscowości, poprowadzonym z wykorzystanim różnych szlaków na obrzeżach gminy.I tak ze Skwierzynki niebieskim przez Osieki, Rzepkowo do Iwięcina. Stąd żółtym do Bielkowa, Dąbrowy i Karnieszewic. Dalej czerwonym do Sieciemina i Przytoku. Dalej czarnym przez Ratajki do Sierakowa i Sowna. Stąd czerwonym do Szczeglina i Węgorzewa. Z Węgorzewa niebieskim do Maszkowa, Kłosu i Kędzierzyna. Z Kędzierzyna czarnyn do Skwierzynki.W ten sposób trasa przechodzi przez 17 naszych miejscowości !! spinając je w jeden szlak - Pierścień Rybogryfa.
No właśnie nie gryfa, ale rybogryfa, bo mało kto zauważa, że w herbie Sianowa znajduje się specyficzny rodzaj gryfa, gryf z ogonem ryby, czyli rybo-gryf.

czwartek, 26 listopada 2009

Być jak Michael Jordan


Orliki są fajne, ale nie ma szansy, aby takim miejscowościom jak Węgorzewo dostał się taki kąsek. No bo z czym do ludzi, te 248 mieszkańców może sobie pomarzyć o takiej infrastrukturze sportowej...
Ale, ale są rzeczy, któe mogą dać frajdę dzieciakom, bez pakowania takich kosmicznych pieniędzy.
Ten Pomysł chodził mi po głowie od dawna: zbudować boisko do koszykówki ulicznej tzw. street basket. Idea jest prosta, w kosza można grać trzech na trzech, dwóch na dwóch, jaden na jeden, można rzucać sobie samemu !
Więcej, w naszym klimacie, można sobie rzucać przez cały rok.
Więc czemu nie widać na wioskach, dzieciaków walczących pod koszem ?
Kosze to i może są jakieś, a żeby był efekt musi być na czym odbijać, musi być boisko. Nie musi być duże, wystarczy 10 X 10 m, ale stabilne i równe.
Przeważnie na wioskach stawia się kosze na trawiastych i nierównych podłożach, potem robią się doły i po ptokach...
Akurat u nas miejsce pod takie boisko, było w miejscu starego betonowego placyku przy "scenie" (a właściwie jej ruinach). Popękany beton, staraszył połamaniem nóg...
Pomysł był taki: boisko z polbruku i profesjonalny mocny kosz.
Łatwo pomyśleć, ale nie wiedziałem jak to ugryźć...
Dwa lata szukałem funduszy. Najpierw w gminie(2007), potem znowu w gminie(2008), aż wreszci się udało w 2009. Pomogła nam fundacja J&S Pro Bono Poloniae do której w marcu złożyliśmy jako grupa nieformalna "Aktywne Węgorzewo" wniosek o dofinansowanie projektu pod nazwą "BYĆ JAK MICHAEL JORDAN".I tak powstało boisko, które otwarliśmy 1 sierpnia br.
Boisko, TO WAŻNE, jest wielofunkcyjne, czyli jak jest impreza, to zlokalizowane obok sceny idealnie nadaje się do tańca. A jak się tańczy w ciepłą sierpniową noc pod gwiaździstym niebem.... REWELACJA !!

Dlaczego o tym piszę pod koniec listopada ?
Bo dopiero wczoraj spotkałem się z Krzyśkiem Jakubowskim, który zrelacjonował mi wyjazd do Warszawy na spotkanie z fundacją, która dała nam te 9 tys na polbruk i kosz.
Ten wyjazd 21/22 listopada to wymóg formalny darczyńcy, a dla nas DOPIERO KONIEC inwestycji.
Tak więc w praktyce projekt trwał od marca do listopada. I końcówka wymagała, przeprowadzenia rozliczenia, aby fakturami wykazać się z wykonania budżetu.
Ale warto było, bo mamy coś czego mogą nam zazdrośćić inni. I zrobiliśmy to sami.U siebie.

niedziela, 22 listopada 2009

Ogłoszenia parafialne

Pół roku temu brałem udział w wieczornej mszy w kościele akademickim we Wrocławiu.
Zaskoczyła mnie długość ogłoszeń parafialnych. Po kilku ogłoszeniach księdza, zaczęli podchodzić do mikrofonu kolejno ludzie i czytali...własne ogłoszenia np.o organizowanym rajdzie turystycznym (z pokazem filmu) lub dzielili się refleksją nt. kazania. I tak przez jakieś 25 minut!
I nikt nie wychodził, wszyscy czekali z zainteresowaniem, aby każdy mógł zabierać głos. A dopiero na koniec ksiądz udzieli błogosławieństwa.
Niesamowite doświadczenie żywej wspólnoty.
Dopiero od kilku miesięcy mam poczucie, że w Węgorzewie został złamany monopol na przekaz informacji w ten sposób do mieszkańców. Może wyda się to absurdalne, ale niestety spotkałem się z dziwaczną reakcją poprzedniego proboszcza, gdy próbowałem go prosić o możliwość wystąpienia przed ludźmi jako ich reprezentant.
Żeby jeszcze było dziwniej to w sprawie dotyczącej organizacji FESTYNU ODPUSTOWEGO "Św. Piotra i Pawła", który przecież jest związny z patronami węgorzewskiego kościoła .
Potrzebowałem pomocy ludzi do jego organizacji, a uniemożliwiono mi jako sołtysowi wystąpienie przed mieszkańcami...Totalny absurd.

Na całe szczęście od kilku miesięcy mamy nowego proboszcza, który bez żadnych przeszkód umożliwia mi zabieranie głosu jako sołtysowi, gdy chcę powiedzieć o sprawach dotyczących tej wspólnoty jaką jest Węgorzewo.
W sposób zauważalny atmosfera w naszym kościele się ociepliła...
... i dlatego mogłem dziś powiedzieć ludziom, że od grudnia zaczniemy używać dmuchawy kupionej za sołeckie pieniądze do ogrzewania kościóła.

piątek, 20 listopada 2009

Oskar wędruje do... Węgorzewa


Zawsze ceremonia rozdania Oskarów, będzie kojarzyć ze słynną frazą wypowiadaną tuż przed ogłoszeniem zdobywcy ...."And the winner ist..."
To tak a propos, ogłoszenia wyników w konkursie "Najlepszy produkt turystyczny Pomorza Środkowego", które dziś miało miejsce w Koszalinie.

Panie i Panowie, niniejszym ogłaszam, że II MIEJSCE zdobyła....
"Sianowska Kraina w Kratkę" - projekt promujący pomorskie zabytki szachulcowe Gminy i Miasta Sianów !!!
Co to znaczy dla Węgorzewa ?
Znaczy to, że po trzech latach mojej konsekwentnej pracy "Sianowska Kraina w Kratkę" wyszła poza obszar atrakcji samej gminy i będzie sprzedawana w Polsce jako marka regionu Pomorza Środkowego. Jest to duża szansa dla małych "zapomnianych przez Boga" miejscowości, które same w pojedynkę nie mają szansy na rynku turystycznym.
Kto wie gdzie leży SOWNO ?... jakiś SIECIEMIN?...PRZYTOK, a co to takiego?
No właśnie. W każdej z nich jest jakiś zabytkowy obiekt "w kratkę", czyli szachulcowa chałupa, stodoła, lub kościół.... ale nikt nie będzie jeździł dla jednej chałupy 30 kilometrów. Ale, ale dla siedmiu miejscowości, połączonych trasą rowerową, z tablicami opisującymi historią i zabytki, z wiatami turystycznymi na szlaku już warto wyruszyć...
Ten projekt wpisuje Węgorzewo w szerszy kontekst turystyczny i o to chodziło,by być częścią tortu, a nie samotnym obwarzankiem.

Tak na marginesie ex aequo , z nami drugie miajsce zajęła chluba Koszalina: stateczek "Koszałek", który wozi turystów przez Jamno nad morze.
Tylko, że oni wpompowali w ten projekt grube miliony i przez kilka lat pracowała nad tym ekipa ludzi z ratusza. A nasz projekt, zrobiony jest za symboliczne pieniądze (ok.2,5 tys za wydruk folderu).

Węgorzewo, Sowno, Przytok, Sieciemin, Karnieszewice, Iwięcino, Sianów czyli "Sianowska Kraina w Kratkę" ostatnia szansa, aby uratować to co jest kolorytem tej ziemi od stuleci i co powinno być jej turystycznym atutem.

wtorek, 17 listopada 2009

Telewizja w Węgorzewie


Telewizja w Węgorzewie !?
Dlaczego ? O co chodzi ?

Sprawy się mają tak, jeśli czegoś nie ma w mediach, to NIE ISTNIEJE w świadomości mieszkańców, obywateli, rodaków. Tak więc w dniu dzisiejszym zjechały do Węgorzewa (a konkretnie na sam początek miejscowości, przy wjeździe od strony Sianowa) media lokalne Radio Koszalin, Telewizja MAX i fotoreporterzy.
No tak, ale po co?
Zostałem zaproszony na oficjalne otwarcie wyremontowanej drogi z Węgorzewa do Sianowa. Drogę jest powiatowa więc zjawił się przedstawiciel Zarządu Powiatu, starosta, radny powiatowy, szef rejonu dróg powiatowych.
Jak to mówią sukces ma wielu ojców, a jeszcze rok temu ta droga była niechcianym podrzutkiem i nikt nie chciał dokończyć inwestycji zaczętej w 2007r, gdy wykonano 1,2 km poszerzania pobocza z wymianą nawierzchni i prace utknęły 800 m przed miejscowością i brakowało też nawierzchni przy zjeździe do Sianówka, (brak pobocza z potężnymi dziurami kosztował mnie remont zawieszenia).
Rok temu w grudniu, pojechaliśmy z Beatą na spotkanie z parlamentarzystami PO w Sianowie. Zakładałem, że znajdzie się na nim strosta koszaliński. I to się sprawdziło. Zadałem mu wtedy publicznie pytanie, co z obietnicami wyborczymi Platformy, która przyrzekła remontować drogi lokalne, szczególnie te najbardziej wyekspolatowane, a węgorzewska przecież do nich się zalicza !
Nie ważne co odpowiedział starosta, ważne, że zapamiętał to pytanie (pamięta do dziś) i dwa tygodnie później podjęto decyzję o remoncie drogi do Węgorzewa w 2009r.
Tak więc sukces ma wielu ojców i ja się też nim czuję...

Sprawa ta jest dowodem na coś jeszcze, na to, że warto lobbować, szukać każdej okazji, wykorzystywać każdą szansę jaką daje demokracja lokalne.

No, a potem była wstęga i taca z nożyczkami...zabrakło tylko przedstawicieli gminy Sianów.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Kasa na stół

Zostając sołtysem nie miałem wielkiego pojęcia o obowiązkach przypisanych tej funkcji. Jednym z niewielu, który jest namiastką dawnej władzy, jest zbieranie podatków. To ciekawe, że zwyczaj ten zachował się i stanowi namacalny relikt sposobów poboru dawnych danin na wsi przez sołtysów od czasów średniowiecza.
I tak oto cztery razy do roku (15.III, 15 V, 15 IX, 15 XI), siadam w świetlicy wiejskiej i pobieram podatek od nieruchomości lub podatek rolny, od mieszkańców Węgorzewa w tradycyjny sposób "z rączki do rączki".
Jest to pewna tradycja wśród starszych mieszkańców, choć nie każdy przychodzi płacić w ten sposób. Nie ma przymusu,ludzie nauczyli się płacić w banku lub przez internet.
Ale jest grupa tradycyjnej ludności, która przychodzi z kwitkiem i gotówką, i czeka, aż sołtys wypisze kwit.
Warto się spotkać raz na kwartał, bo jest to też świetny sposób dowiedzenia się co w trawie piszczy i wyrażenia swoich opini. O tym jak kiedyś było, jak się czujemy ogólnie, co warto by zrobić...
Lubię te spotkania. Te dwie godziny rozmawiania z ludźmi, gdy staję się wraz z nimi częścią wsi, która mówi o sobie...

niedziela, 15 listopada 2009

Imieniny Miasta


Sianów już po raz trzeci obchodził swoje imieniny związane z dniem 13 listopada, gdy zapadła decyzja o oficjalnym uznaniu nazwy Sianów w 1946r (!?). Ciekawe bo po wojnie, zamieniono niemieckie Zanow na Canów. I dopiero w 1946 r. wrócono do źródeł, czyli do ...kaszubskiego Sanowe, bo ichne "sano" to nasze "siano". Dowód na to, że były tu nad Uniestą bogate łąki(i są nadal), ale też przypomnienie, że Kaszubi mieszkali tu przed Niemcami na Pomorzu Środkowym.
Na imprezę imieninową, która miała formę występów muzycznych, z Węgorzewa pojechaliśmy z zespołem "Złoty Dukat".Zespół wystąpił w 9-osobowym składzie (Teresa, Wanda, Ewa, Angelika, Beata, Kazimierz, Tomek, Darek i piszący te słowa Piotr).
Aktualnie jesteśmy jedynym zespołem w gminie Sianów, który działa na terenach wiejskich (na 24 miejscowości !!).
Ale też jesteśmy jedynym zespołem na Pomorzu, który śpiewa po czesku i słowacku !!
Choć zaśpiewaliśmy tylko 4 utwory, to wyszło nieźle, czego dowód na www.YouTube.com (wystarczy wpisać Zespół "Złoty Dukat").
Szczególnie jastem zadowolony z nowej morawskiej lidovki "Tancuj, tancuj",którą znalazłem dla zespołu niedawno i była to jej premiera.
Aż trudno uwierzyć, że ten zespół debiutował 11 lutego tego roku właśnie w Sianowie na Urodzinach Miasta i występował pod roboczą nazwą "Jadą gośćie".W sumie daliśmy do tej pory 14 występów. Nieźle jak na pierwszy rok działalności !

środa, 11 listopada 2009

Flaga na maszt


Co roku wieszam flagę w polskie święta narodowe,a od trzech lat robię to jako sołtys Węgorzewa.Gdy w ubiegłyn roku remontowaliśmy elewację frontową świetlicy, wiedziałem, że warto zamocować potrójny uchwyt do flag. Teraz obok białoczerwonej wieszam też lokalną sianowską, tę z rybogryfem.
Byliśmy z Beatą na Mszy za Ojczyznę w sąsiednim Szczeglinie. Ksiądz Darek w kazaniu mówił o rocznicy odzyskania niepodległości, mówił o patriotyźmie, o honorze...
Ja na pytanie dlaczego wywieszam flagę narodową, odpowiedziałbym raczej, że to kwestia DUMY. Ważne żeby wiedzić kim się jest, skąd się przychodzi.DUMA wypływa z poczucia TOŻSAMOŚCI.
Zawsze fascynowali mnie Duńczycy i Szwedzi. Ten ich kult flagi. Przed prywatnymi domami maszty, a na nich flagi narodowe: białe krzyże na czerwonym tle, lub żółte krzyże na niebieskim tle. Gdy ktoś nie ma miejsca na maszt, to wkłada za szybę małą chorągiewkę. I tak jest przez cały rok. Niesamowite !!! Duma z tego, że jestem Dunem i duma z tego, że należę do tej wspólnoty.
Wieszam flagę bo jestem dumny z mojego kraju, jestem dumny z jego historii.
Jestem też dumny z mojego dziadka, który w 1914 r wstąpił do legionów, mając w kieszeni zgodę matki, bo był jeszcze niepełnoletni...
Nie mam tych pieniędzy co Duńczycy, czy Szwedzi, ale mam to samo poczucie dumy z historii mojego kraju,i tak jak oni chcę to pokazać.
Nie czuję się gorszy od nich i dlatego... FLAGA NA MASZT !!

poniedziałek, 9 listopada 2009

Motto na start

"Nie pytaj siebie, co potrzeba światu. Zapytaj się, co ożywia ciebie i idź, zrób to, ponieważ światu potrzeba ludzi żywych"

Ten cytat pochodzi z książki "Dzikie serce", którą napisał John Eldredge. Polecam tę książkę tym wszystkim mężczyznom, którzy szukają prawdy o swoim powołaniu, o tym jaką drogą iść, aby nie zmarnować życia.

"Większość mężczyzn uważa, że są tu na ziemi tylko po to, żeby zabijać czas - a to z kolei zabija ich. Jednak tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie. Zostałeś właśnie stworzony dla tej sekretnej tęsknoty serca - czy będzie to zbudowanie łodzi i żeglowanie nią, czy napisanie symfonii i zagranie jej, czy obsadzenie pola i uprawianie go. Właśnie po to tu jesteś. "

Dziś minęło 20 lat od obalenia Muru Berlińskiego. Niesamowite jak teraz to wydaje, się normalne... A przecież 25 temu (w 84 r) , nikt nie uwierzył, że to się stanie w ciągu 5 lat ! Warto o tym pamiętać, zawsze w końcu się wychodzi z nocy na światło.....

I jaki potem jest piękny widok. Jakie cudne manowce...