Trudno spotkać rodowitego mieszkańca Warszawy, tego który tworzył jego koloryt w czasach Wiecha (ba!, kto pamięta, kim był Stefan Wiechecki !!).
Chyba, że dopisze szczęście i na Chmielnej, spotka się taką sympatyczną ekipę autochtonów ...
Zawsze warto nosić drobne w kieszeni, bo nigdy nie wiadomo, kiedy spotka się ulicznego grajka, który na życzenie potrafi zagrać czeski szlagier. No bo, aż się prosi, aby obok warszawskiej Pragi pośpiewać po czesku.
Ech !! ..... "Skoda lasky" ..... ten kto zna czeski ten zrozumie .... a ten kto zna mnie dłużej ten zrozumie więcej, bo wie co dla mnie znaczył pewien adres na Pradze ...
Piotrek, Ty to potrafisz zaciekawić...:)
OdpowiedzUsuń