Zobaczyć "Lincolna" cieplutkiego jeszcze po oskarowej nocy, na pierwszym pokazie w Koszalinie - KUSZĄCE.
Ale tak to już z kuszeniem bywa, że obiecuje więcej niż to warte. Tak samo jest z najnowszym filmem Spilberga, który jest poprawnie nadmuchanym balonem propagandy, który gloryfikuje prezydenta Abrahama Lincolna i jego rolę w zniesieniu niewolnictwa.
Tylko, że nie wystarczy samo dmuchanie, bo od samego powietrza on nie poleci. Zabrakło czegoś lżejszego od powietrza, zbrakło wodoru.
Ciekawe, bo ten sam Steven Spilberg, zrobił świetny film "AMISTAD" o dramatycznych losach statku z niewolnikami, którzy zbuntowali się w 1839 r.
I jego chętnie jeszcze raz obejrzę, a "Lincolna" sobie darujcie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz