To był dość trudny dzień i zupełnie nie miałem czasu na cokolwiek. A tu ciągle coś mnie odciągało od pracy.
I tak przez przypadek zostałem zmuszony do wyjścia z domu, co skończyło się poznaniem niemieckiego rowerzysty, którego nie zniechęcił mój "angielski".
I tak od słowa do słowa, okazało się, że ten sympatyczny człowiek jedzie sobie przez Węgorzewo, bo chciał poznać miejsce urodzenia swojego taty. Oczywiście zabrałem go do siebie, aby bliżej poznać jego historię. Wyciągnąłem zdjęcia z otwarcia lapidarium i okazało się, że mamy wspólnych znajomych !
Udało nam się też odnaleźć na starej mapie ich dawny dom.
Pojechali tam z Beatą na rowerach i jak słyszałem, został tam bardzo gościnie przyjęty.
I bardzo dobrze, bo warto pamiętać, że zapach i cień naszych lip zawdzięczamy ludziom z Vangerow.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz