Wyciągnąłem wczoraj ze skrzynki pocztowej kartkę wielkanocną, którą wysłali mi Heinz i Gudrum Gors. Ludzie, którzy nie mówią w moim języku, ale którzy są stąd, z Węgorzewa ...
A są stąd, bo się tu urodzili, Heinz w Węgorzewie, a Gudrum w Kusicach. Było to przed wojną, która zmiotła granice i która odcisnęła swoje piętno na losach milionów ludzi.
Ci Polacy którzy pochodzą z Kresów, potrafią chyba najlepiej zrozumieć, co oznacza utrata domu rodzinnego i zerwanie ze swą małą ojczyzną, którą zostawili na Polesiu, Wołyniu, we Lwowie lub Wilnie. Dla nich utrata ta nie była dobrowolnym porzuceniem swych domów, oni wyboru nie mieli, to za nich zdecydował Wujek Stalin.
A czy chłopiec urodzony w 1930 r w Vangerow miał wybór?
Znamy się krótko (dopiero od ubiegłorocznych wakacji), ale czuję, że życzą tej naszej miejscowości jak najlepiej. I na takiej życzliwości prostych ludzi warto budować tożsamość Węgorzewa. Tożsamość bez lęku, która pozwala dostrzec w nich nie obcych, a sąsiadów z Vangerow.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz